Niecodziennik to blog naszej szkoły, w którym nasi uczniowie opowiadają o książkach, które przeczytali po polsku, a także polskich filmach lub filmach w polskiej wersji językowej, które oglądali. To również miejsce, w którym opowiadamy o życiu naszej szkoły - wydarzeniach, uroczystościach, spotkaniach i wszystkim tym co robimy.
Pages
Wednesday, October 23, 2013
Jesienne wyklejanki
Jesień sprzyja pracom plastycznym, rozmowom o darach natury, a przede wszystkim o kolorach. Stąd też p. Sylwia i p. Hania na ostatniej lekcji naszykowały dla swoich klas super zajęcia. Klasy 1b i 2 razem pracowały nad projektami jesiennymi. Panie przyniosły całą masę kolorowych naklejek, a dzieci puściły wodze fantazji i wyczarowały z tego piękne obrazki. Wiele z nich dodatkowo je opisało, a przy wyjściu ze szkoły podarowało mamom. Po fotografiach widać ile radości wszystkim dzieciom sprawiło planowanie i wykonanie obrazków! Brawa dla wszystkich!
Saturday, August 17, 2013
Astrid Lindgren i jej książki
Książka Astrid Lindgren, Dzieci z Bullerbyn, ma wielu wielbicieli w naszej szkole. Jest to lektura omawiana w 4 klasie. Co roku kolejne grupy dzieci zakochują się w przygodach szóstki dzieci z wioski Bullerbyn. Na lekcjach mieliśmy okazję nie tylko rozmawiać o ich przygodach, ale także rysować mapę Bullerbyn i okolic. Oglądaliśmy też przepiękny film, zrobiony na podstawie tej powieści.
Z kolei zerówka i klasa pierwsza czytały opwiadania o wiośnie i Bożym Narodzeniu w Bullerbyn.
Wszystkim podobają się przygody dzieci z Bullerbyn i ich prosty i ciepły świat, ich zabawy, psikusy, pomysły - nawet te niezbyt mądre, jak jeżdżenie na łyżwach blisko krawędzi przerębla.
Wielu uczniów z naszej szkoły zna i bardzo lubi również i inne książki Astrid Lindgren, jak choćby Pippi Pończoszanka, Braciszek i Karlson z Dachu, Latający szpieg, czyli Karlson z Dachu, Nils Paluszek i inne opowiadania. Ukazały się ona na rynku polskim zarówno w wersji drukowanej, jak i w postaci audiobooków doskonale przygotowanych przez Edytę Jungowską.
W tym sezonie Seattle Children's Theatre wystawiać zaprasza na przedstawienie "Pippi Longstocking", które powstało w oparciu o książki o Pippi autorstwa Astrid Lindgren. Zachęcamy wszystkich naszych uczniów do skorzystania z okazji i obejrzenia tego przedstawienia. Będzie na pewno bardzo udane!!! Więcej inforamcji można znaleźć tutaj: http://www.sct.org/Shows/2013-2014-Season/Pippi-Longstocking.
Z kolei zerówka i klasa pierwsza czytały opwiadania o wiośnie i Bożym Narodzeniu w Bullerbyn.
Wszystkim podobają się przygody dzieci z Bullerbyn i ich prosty i ciepły świat, ich zabawy, psikusy, pomysły - nawet te niezbyt mądre, jak jeżdżenie na łyżwach blisko krawędzi przerębla.
Wielu uczniów z naszej szkoły zna i bardzo lubi również i inne książki Astrid Lindgren, jak choćby Pippi Pończoszanka, Braciszek i Karlson z Dachu, Latający szpieg, czyli Karlson z Dachu, Nils Paluszek i inne opowiadania. Ukazały się ona na rynku polskim zarówno w wersji drukowanej, jak i w postaci audiobooków doskonale przygotowanych przez Edytę Jungowską.
W tym sezonie Seattle Children's Theatre wystawiać zaprasza na przedstawienie "Pippi Longstocking", które powstało w oparciu o książki o Pippi autorstwa Astrid Lindgren. Zachęcamy wszystkich naszych uczniów do skorzystania z okazji i obejrzenia tego przedstawienia. Będzie na pewno bardzo udane!!! Więcej inforamcji można znaleźć tutaj: http://www.sct.org/Shows/2013-2014-Season/Pippi-Longstocking.
Thursday, June 20, 2013
Julia Zając: Zaklęty pałac
Dawno, dawno temu w lesie był pałac, o którym nikt nie wiedział.
A w tym czasie król i królowa szukali nowego domu. Spodobał im się pałac w lesie, więc postanowili tam
zamieszkać.
Poszli do swego starego domu, żeby zabrać wszystko, co mieli. Służba nie chciała z nimi przyjść, bo
wiedziała, że nowy dom jest zaczarowany:
- Nie! Nie! Nie! - Protestowała głośno służba.
Ostatni król, który tam mieszkał, był bardzo zły, bo ktoś zburzył jego stary dom. Król ten powiedział, że
za 20 lat ktoś w pałacu umrze.
Mijały lata …
Po dziewiętnastu latach w pałacu wszyscy obchodzili urodziny księżniczki.
- Sto lat! Sto lat! Niech żyje nam - śpiewali goście
Na ucztę przyszło tylko 12 wróżek i rodzina. Po kolacji wróżki szukały swojego pokoju i niechcący znalazły pokój z książkami na temat złego króla i
jego zaklęcia.
- O nie! Musimy znaleźć króla - mówiły wróżki
Następnego dnia wróżki wcześnie wstały i pojechały szukać zlego króla. Znalazły go w ogrodzie. On na ich widok zaczął uciekać i krzyczeć:
- Nie pomogę wam! - Krzyczał król
Wróżki złapały go i przywiozły do pałacu. Zły król nie chciał słyszeć o odwołaniu swego zaklęcia. Po wielu rozmowach z wróżkami zgodził się spotkać z księżniczką. Zaczęli rozmawiać. Księżniczka spodobała się złemu królowi, a i ona bardzo polubiła króla i jego ciekawe opowieści.
Miłość, która połączyła złego króla i księżniczkę, złamała stare zaklęcie.
Po pewnym czasie zaczęli planować swoje wesele. Odbyło się huczne wesele. Zły król, który już nie był złym królem, i księżniczka żyli długo i szczęśliwie.
Biografia
Mam na imię Julia Zając. Chodzę do 5tej klasy i mam 11 lat. Bardzo lubię brać udział w szkolnych przedstawieniach. Lubię też czytać książki i kolorować. Piszę scenariusze do krótkich przedstawień dla mnie i dla koleżanek. Napisałam też i sama zilustrowałam książkę pod tytułem „Tajemnicza misja szczeniaka”. Mieszkam z moimi rodzicami i z młodszą siostrą (Natalią) w Redmond, w stanie Waszyngton.
A w tym czasie król i królowa szukali nowego domu. Spodobał im się pałac w lesie, więc postanowili tam
zamieszkać.
Poszli do swego starego domu, żeby zabrać wszystko, co mieli. Służba nie chciała z nimi przyjść, bo
wiedziała, że nowy dom jest zaczarowany:
- Nie! Nie! Nie! - Protestowała głośno służba.
Ostatni król, który tam mieszkał, był bardzo zły, bo ktoś zburzył jego stary dom. Król ten powiedział, że
za 20 lat ktoś w pałacu umrze.
Mijały lata …
Po dziewiętnastu latach w pałacu wszyscy obchodzili urodziny księżniczki.
- Sto lat! Sto lat! Niech żyje nam - śpiewali goście
Na ucztę przyszło tylko 12 wróżek i rodzina. Po kolacji wróżki szukały swojego pokoju i niechcący znalazły pokój z książkami na temat złego króla i
jego zaklęcia.
- O nie! Musimy znaleźć króla - mówiły wróżki
Następnego dnia wróżki wcześnie wstały i pojechały szukać zlego króla. Znalazły go w ogrodzie. On na ich widok zaczął uciekać i krzyczeć:
- Nie pomogę wam! - Krzyczał król
Wróżki złapały go i przywiozły do pałacu. Zły król nie chciał słyszeć o odwołaniu swego zaklęcia. Po wielu rozmowach z wróżkami zgodził się spotkać z księżniczką. Zaczęli rozmawiać. Księżniczka spodobała się złemu królowi, a i ona bardzo polubiła króla i jego ciekawe opowieści.
Miłość, która połączyła złego króla i księżniczkę, złamała stare zaklęcie.
Po pewnym czasie zaczęli planować swoje wesele. Odbyło się huczne wesele. Zły król, który już nie był złym królem, i księżniczka żyli długo i szczęśliwie.
Biografia
Mam na imię Julia Zając. Chodzę do 5tej klasy i mam 11 lat. Bardzo lubię brać udział w szkolnych przedstawieniach. Lubię też czytać książki i kolorować. Piszę scenariusze do krótkich przedstawień dla mnie i dla koleżanek. Napisałam też i sama zilustrowałam książkę pod tytułem „Tajemnicza misja szczeniaka”. Mieszkam z moimi rodzicami i z młodszą siostrą (Natalią) w Redmond, w stanie Waszyngton.
Wednesday, June 19, 2013
Andrzej Dawiec: Orzeł i królik
Za górami za lasami żył sobie króliczek. Nazywał się Bob.
Pewnego razu zobaczył orła, który wyglądał na strasznie głodnego.
Orzeł wyraźnie polował na królika!!!!!!!!!!!!!!
-Aaaaaaahhhhhh!!!!!!!!! Orzeł mnie zje!!!
-Krzyczał przerażony królik. Biedny króliczek zaczął uciekać po łące, ale orzeł
się zbliżał.
I nagle… uderzył w drzewo!!!!!!!! Przerażony króliczek
podbiegł do niego, ale orzeł się nie ruszał!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
-Czy wszystko w porządku?-
-Zapytał królik.
Gdy się ocknął okazało się, ze ma złamane skrzydło i nie może
latać!!
Bob zaopiekował się orłem, który jak się później okazało ma
na imię Janek. Przynosił mu jedzenie i picie.
Zwierzęta zaprzyjaźniły się. Odtąd orzeł opiekował się królikiem
i chronił go przed innymi orłami, a króliczek ogrzewał go swoim futerkiem.
-O, jak mi ciepło!!!!!!-
powiedział zadowolony orzeł.
I orzeł i królik żyli długo i szczęśliwie.
KONIEC
Biografia o autorze
Tuesday, June 18, 2013
Ola Cholewinska: Klejnoty
Żyły sobie dwie dziewczynki, Lilia i Paulina. Bardzo się
lubiły. Pewnego dnia, Lilia zauważyła, że niedługo są urodziny Pauliny. Więc w jednym
drzewie, znalazła dziuplę, nie taką normalną, na takim drzewie z liściami i
chwastami przykrywającą dziuplę. A więc dziupla była dobrze schowana. Lilia
pomyślała, że jeśli zrobi sekretne przejście, wejdzie między liście i będzie w
drzewie. Tam by zrobiła domek na drzewie, a raczej w drzewie, z pięknym
widokiem nad wszystkimi domami i drzewami. To by był dobry prezent dla Pauliny.
Lilia zaczęła budować domek w drzewie, położyła deskę między dwie gałęzie, na
tym zrobiła domek i dekorowała. Domek wyglądał bardzo ładnie. Było okno,
kwiatek, biurko, plakat, i nawet żarówka do światła!
W dniu urodzin Pauliny, Lilia zabrała ją do kryjówki. Oj,
ale Paulina się ucieszyła! Skakała i piszczała ze szczęścia. Powiedziała, że
lepszego prezentu nie mogła sobie wyobrazić. Dziewczynki siedziały w domku
przez cały dzień, bo była sobota. Patrzyły na piękny widok, rysowały, nawet tam
jadły drugie śniadanie! Oczywiście, kiedy Lilia budowała domek, nie mogła
przynieść wszystkich dekoracij. Przez pół godziny, dziewczynki dekorowały domek
z dekoracjami od Pauliny. Paulina przyniosła książki, pare plakatów, i obraz
pod tytułem’’Bajkowa Kraina”. Znalazła też parę gier, na przykład ‘’Chińczyk”,
‘’Super Farmer’’, ‘’Grzybobranie”, no i parę puzli. Dziewczynki przyniosły parę
pluszaków. Uwielbiały ten domek. Chodziły tam kiedy tylko mogły. Nawet, raz po
szkole poszły tam razem i robiły pracę domową!
Pewnego dnia, dziewczynki bawiły się w Chińczyka, gdy
ziemia zaczęła się trząść! O nie, trzęsienie ziemi wykrzyknęły!! Lecz w
tej chwili, Lilia przypomniała sobie, że mogą wyjść przez drzwi, bo drzwi są na
podłodze i jak się wejdzie do dziupli, popycha się w góre, drzwi się otwierają
i jest się w domku. No i jeśli wyjdą przez drzwi, dalej jest się w drzewie,
tyle że tam gdzie się wchodzi przez dziuplę. Paulina i Lilia wtedy by dalej
były bezpieczne! Czym prędzej, zrobiły to i były bezpieczne. Przeczekały
trzęsienie ziemi w dziupli i nic się im nie stało. Jak już wszytko się
skończyło, Lilia powiedziała że mogą wyjść. Więc wyszły. Ale jak się
rozejrzały, zobaczyły że nic sie nie stało domkowi, ale dziewczynki nie były
już w ich miasteczku. Były w Bajkowej Krainie, która wyglądała, dokładnie jak na obrazku Pauliny,
pięknie i bajkowo.
Paulina i Lilia wyszły z domku. Przez chwile rozejrzały
się. Patrzyły na piękną krainę, z drzewami, które wyglądały jak by miały
wielkie, zielone kule na czubkach, z kwiatkami które były w tęczy. A potem
zobaczyły dróżkę. Nie wiedziały co innego robić, więc zaczeły iść za ścieżką.
Szły i szły, aż dotarły nad wielką rzekę. Rzeka ta była duża i bardzo silna. Po
drugjej stronie była reszta ścieżki. Lilia i Paulina bardzo chciały zobaczyć co
też może być na końcu dróżki, ale rzeka przeszkadzała w przejściu. Po za tym,
były głodne. Wróciły szybko do domku, bo tam było drugie śniadanie. Zjadły i
pomyślały, jak mogą przedostać się przez rzekę. Skończyły jeść i wróciły do
rzeki. Tam dalej myślały aż nagle Paulina krzyknęła, ‘’Już wiem!’’
Paulina powiedziała Lilii swój pomysł. W drzewie miały
deski i kamyki na wypadek gdy domek się zepsuje. Mogą wziąć te kamyki i rzucić
je do wody tak aby zrobiły dróżkę żeby przejść. Lilia uznała że to świetny
pomysł. Więc kolejny raz wruciły do domku w drzewie, wzieły kamienie i ponownie
wruciły do rzeki. Tam wrzuciły kamienie do wody i przeszły do drugiej strony.
Potem szły i szły ponownie. Aż Lilia powiedziała że jest zmęczona i musi odpocząć.
Więc Paulina powiedziała, że też jest zmęczona. Wtedy, dziewczynki zobaczyły
trawnik. Tam poszły i się położyły. Patrzyły na niebo i właśnie wtedy zauważyły,
że jest już wieczór. No więc się położyły i zasnęły, bo chciały jutro
kontynuować podróż.
Następnego dnia, kiedy dziewczynki wstały były głodne. Na
szczęście zobaczyły krzak z malinami. Nie dwa krzaki, trzy, cztery, było pięć
krzaków z malinami! Paulina i Lilia jadły aż były pełne. Znowu zaczęły iść.
Nagle, zobaczyły jakiś blask trochę dalej na ścieżce. Były bardzo ciekawe co to
było, więc pobiegły aby zobaczyć. Jak doszły do tego blasku, zobaczyły że to
był złoty kufer. Był śliczny! Cały złoty z srebnymi wzorami. Wzory to były
kwiatki, ptaszki, drzewa, słońce, i rzeka. Wtedy Lilia krzykneła, ‘’Paulina,
ten wzór jest taki sam jak twój obraz Bajkowa Kraina!!!’’ Wtedy Paulina
powiedziała, że to prawda. Potem zdecydowały że otworzą kufer.
Otwieranie kufra nie było trudne. Otworzyły go bez
problemu. Jak zobaczyły co jest w kufrze, aż pisnęły. W kufrze były dwa
pudełeczka, jedno z literą L, a drugie z literą P. Paulina wzięła pudełko z
literą P, a Lilia pudełko z literą L. Otworzyły pudełeczka. W środku każdego
pudełka były klejnoty. Były diamenty, perły, szafiry, topazy, i rubiny. Dziewczynki
były uradowane. Pędem wróciły do rzeki, przeszły przez rzekę, wróciły do domku
w drzewie i weszly do domku. Wtedy Lilia powiedziała że szkoda że nie mogą tego
pokazać w szkole jako prezentacja o ważnym przedmiocie od przyjaciela. To było
takie coś co ich klasa robiła i dzieci pokazywały coś co łączy je z przyjaciółmi.
Wtedy domek zawirował, a jak dziewczynki popatrzyły przez okno, zobaczyły
ich dom. Pobiegły więc do domu i opowiedziały rodzicom. Rodzice zabrali
dziewczynki do szkoły, a dziewczynki opowiedziały o całej przygodzie, o domku w
drzewie i o klejnotach, gdy była ich kolej na prezentację. Potem było
głosowanie czyja prezentacja jest najlepsza i Lilia z Pauliną wygrały. Przeszły
do konkursu Stanów i wygrały. Dostały dyplom i medal za każdą wygraną. Były bardzo szczęśliwe i
dumne. A klenoty trzymały jako pamiątkę na zawsze.
~Koniec!~
Ola Cholewińska to
dziesięcioletnia dziewczynka. Urodziła się 30 września 2002 roku w Bellevue, w
Washingtonie. Mieszka w mieście Kirkland z mamą, tatą i dwiema siostrami, Alą i
Julcią. Chodzi do szkoły A.G. Bell i jest w czwartej klasie. Jej najlepsze
koleżanki to Melody, Haley i Parker. Ola pływała na basenie w Juanita High
School, gra na klarnecie i uczestniczy w różnych konkursach. Ma dwanaście
nagród - dwie z gimnastyki, trzy z pływania, cztery z plastyki, jedną z
czytania i dwie z ortografii . Ola lubi grę Webkinz na komputerze. To gra gdzie
się ma zwierzątka i się nimi opiekuje. Ola ma już siedem zwierzątek i ma
nadzieję, że dostanie więcej. To jest druga książka Oli – tym razem napisana w
języku polskim.
Monday, June 17, 2013
Filip Sarnowicz: Tylko nie moje zabawki
O rany! Dzisiaj przychodzi do mnie kolega. Bardzo lubię bawić się z moimi kolegami, ale strasznie nie lubię, kiedy oni bawią się moimi zabawkami.
Biegałem jak szalony po pokoju i chowałem szybko wszystkie moje zabawki. I właśnie w tym momencie weszła moja mama i powiedziała:
- Nie chowaj swoich zabawek!
- Dobrze – odpowiedziałem, ciężko wzdychając.
Nagle ktoś zadzwonił do drzwi. W progu stał mój kolega. Wszedł do środka. Nawet nie zdążyłem powiedzieć mu „cześć!”, tak szybko pobiegł do mojego pokoju.
Byłem tak zdenerwowany, że spociły mi się ręcę, zrobiłem się cały czerwony na twarzy, a głowa to myślałem, że mi pęknie. Mój kolega biegał jak wariat po pokoju. Krzyknąłem z całych sił:
- Przestań!!!
On od razu się uspokoił i siadł na podłodze. Wpatrywał się we mnie swoimi wielkimi oczami i cały trząsł się ze strachu. Wtedy powiedziałem mu o dwóch zasadach panujących w moim pokoju:
- Nie można dotykać moich zabawek i nie ma robienia bałaganu.
Widziałem, jak bardzo mój kolega był przestraszony. Serce chciało mu wyskoczyć z piersi. Gdybym był na jego miejscu, zachowywałbym się podobnie.
Kolega wstał i powoli , krok po kroku, wyszedł z mojego pokoju.
- Chodź, pójdziemy coś zjeść - zaproponowałem. Siedliśmy przy stole w kuchni bardzo daleko od siebie, jak dwaj piraci na na statkach płynących w przeciwne strony świata.
Nie zdążyliśmy zjeść, kiedy zadzwonił dzwonek u drzwi.
- Mam nadzieję, że to jego mama - wyszeptałem do siebie. Miałem rację! To była jego mama.
- Czy dobrze się bawiłeś? - zapytała.
- Tak! - odpowiedziałem, zanim mój kolega zdążył odpowiedzieć. Ale tak naprawdę, to kłamałem. Tak trochę popychałem kolegę za drzwi, ale on mnie popchnął z powrotem. Patrzyłem jak odjeżdżali.
Potem moja mama odwróciła się w moją stronę i popatrzyła się na mnie, jakby była trochę zła.
- Co ja takiego zrobiłem? - zapytałem.
- Ty dobrze wiesz, co takiego zrobiłeś! Zabieram wszystkie twoje zabawki na tydzień!
- NIE! - krzyknąłem.
- TAK! - krzyknęła w odpowiedzi mama.
Pobiegłem na górę i wskoczyłem na łóżko. Słyszałem, jak mama weszła na górę do mojego pokoju. Mama zaczęła zbierać moje zabawki. Kiedy wyszła z pokoju, zeskoczyłem z łóżka i patrzyłem jak schodzi na dół z moimi zabawkami.
Tydzień później...
- Proszę! Proszę! Proszę! - błagałem mamę, żeby dała mi moje zabawki z powrotem.
- No dobrze - powiedziała wreszcie mama.
- Hurrra!
W podskokach pobiegłem do kuchni i wziąłem zabawki. Pobiegłem do pokoju i ułożyłem wszystko tak, jak było. Mama weszła na górę do mojego pokoju i powiedziała:
- Musimy sobie coś wyjaśnić. Jeśli chcesz mieć swoje zabawki, to musisz się nimi dzielić.
- Dobrze - zgodziłem się z mamą.
- A teraz idź spać - powiedziała.
Następnego dnia moja mama powiedziała mi, że kolega przychodzi i mam być miły. Zadzwonił dzwonek i zeszliśmy na dół, żeby otworzyć drzwi. Mój kolega wszedł, a ja od razu go zapytałem:
- Chcesz się pobawić?
On uśmiechnął się i pobiegliśmy na górę, żeby się pobawić. I od tej pory już nigdy nie kłóciliśmy się.
O autorze
Filip Sarnowicz urodził się w Bellevue w stanie Waszyngton. Ma 10 lat i chodzi do szkoły podstawowej Rosa Parks w Redmond. Uczy się też języka polskiego w szkole w Bellevue. Ma mamę Olę, tatę Maćka, brata Szymona i psa Lunę. Uwielbia grać w piłkę nożną i jeździć na deskorolce, a zimą na nartach. Bardzo lubi czytać i pisać książki. To jest druga napisana przez niego książka, tym razem po polsku.
Biegałem jak szalony po pokoju i chowałem szybko wszystkie moje zabawki. I właśnie w tym momencie weszła moja mama i powiedziała:
- Nie chowaj swoich zabawek!
- Dobrze – odpowiedziałem, ciężko wzdychając.
Nagle ktoś zadzwonił do drzwi. W progu stał mój kolega. Wszedł do środka. Nawet nie zdążyłem powiedzieć mu „cześć!”, tak szybko pobiegł do mojego pokoju.
Byłem tak zdenerwowany, że spociły mi się ręcę, zrobiłem się cały czerwony na twarzy, a głowa to myślałem, że mi pęknie. Mój kolega biegał jak wariat po pokoju. Krzyknąłem z całych sił:
- Przestań!!!
On od razu się uspokoił i siadł na podłodze. Wpatrywał się we mnie swoimi wielkimi oczami i cały trząsł się ze strachu. Wtedy powiedziałem mu o dwóch zasadach panujących w moim pokoju:
- Nie można dotykać moich zabawek i nie ma robienia bałaganu.
Widziałem, jak bardzo mój kolega był przestraszony. Serce chciało mu wyskoczyć z piersi. Gdybym był na jego miejscu, zachowywałbym się podobnie.
Kolega wstał i powoli , krok po kroku, wyszedł z mojego pokoju.
- Chodź, pójdziemy coś zjeść - zaproponowałem. Siedliśmy przy stole w kuchni bardzo daleko od siebie, jak dwaj piraci na na statkach płynących w przeciwne strony świata.
Nie zdążyliśmy zjeść, kiedy zadzwonił dzwonek u drzwi.
- Mam nadzieję, że to jego mama - wyszeptałem do siebie. Miałem rację! To była jego mama.
- Czy dobrze się bawiłeś? - zapytała.
- Tak! - odpowiedziałem, zanim mój kolega zdążył odpowiedzieć. Ale tak naprawdę, to kłamałem. Tak trochę popychałem kolegę za drzwi, ale on mnie popchnął z powrotem. Patrzyłem jak odjeżdżali.
Potem moja mama odwróciła się w moją stronę i popatrzyła się na mnie, jakby była trochę zła.
- Co ja takiego zrobiłem? - zapytałem.
- Ty dobrze wiesz, co takiego zrobiłeś! Zabieram wszystkie twoje zabawki na tydzień!
- NIE! - krzyknąłem.
- TAK! - krzyknęła w odpowiedzi mama.
Pobiegłem na górę i wskoczyłem na łóżko. Słyszałem, jak mama weszła na górę do mojego pokoju. Mama zaczęła zbierać moje zabawki. Kiedy wyszła z pokoju, zeskoczyłem z łóżka i patrzyłem jak schodzi na dół z moimi zabawkami.
Tydzień później...
- Proszę! Proszę! Proszę! - błagałem mamę, żeby dała mi moje zabawki z powrotem.
- No dobrze - powiedziała wreszcie mama.
- Hurrra!
W podskokach pobiegłem do kuchni i wziąłem zabawki. Pobiegłem do pokoju i ułożyłem wszystko tak, jak było. Mama weszła na górę do mojego pokoju i powiedziała:
- Musimy sobie coś wyjaśnić. Jeśli chcesz mieć swoje zabawki, to musisz się nimi dzielić.
- Dobrze - zgodziłem się z mamą.
- A teraz idź spać - powiedziała.
Następnego dnia moja mama powiedziała mi, że kolega przychodzi i mam być miły. Zadzwonił dzwonek i zeszliśmy na dół, żeby otworzyć drzwi. Mój kolega wszedł, a ja od razu go zapytałem:
- Chcesz się pobawić?
On uśmiechnął się i pobiegliśmy na górę, żeby się pobawić. I od tej pory już nigdy nie kłóciliśmy się.
KONIEC
O autorze
Filip Sarnowicz urodził się w Bellevue w stanie Waszyngton. Ma 10 lat i chodzi do szkoły podstawowej Rosa Parks w Redmond. Uczy się też języka polskiego w szkole w Bellevue. Ma mamę Olę, tatę Maćka, brata Szymona i psa Lunę. Uwielbia grać w piłkę nożną i jeździć na deskorolce, a zimą na nartach. Bardzo lubi czytać i pisać książki. To jest druga napisana przez niego książka, tym razem po polsku.
Sunday, June 16, 2013
Róża Pietrusińska: Lulu
“Miau!”, Lulu kopnęła kamyk do małego jeziorka.
Pròbowała złapać rybę. Złapała karpia. “Mm, dobrze wyglada”.
Lulu zjadła szybciutko, żeby inne zwierzęta nie przyszły.
Liznęła się i poszła w drogę.
Zaczęło padać. Lulu byla takim kotem, ktòry lubi wodę,
więc się nie schowała. “Muszę poszukać lasu. Tam będę mogła
zrobić sobie małe miejsce do spania”, pomyślała. Popatrzyła w
wodę. Zobaczyła czarnego kota, z białymi łapami. Lulu miala
dar. Ona ….
Chlup!! Mały chłopiec wskoczył do kałuży. “Mama! Kot!”pisnał.
Lulu pobiegła na tył budynku, skoczyła i… latała...
Pędziła, aż zobaczyła las i wyladowała na drzewie.
Przestało padać. Lulu zwinęła się w kłębek i zasnęła. Aaaa!
Obudziła się i zeskoczyła z drzewa na ziemię.
Latanie bylo jej darem. Jej mama umiała latać, i jej brat
też, ale mama niechcacy weszła pod pociag i pociag ja rozjechał.
Lulu brat nazywał się Mak. Nie wiedziała gdzie jest Mak, bo
ludzie go złapali i zabrali.
Lulu poruszyła uszami, ktòre coś słyszały. Lulu wdrapała
się na drzewo i czekała. “Hau! Hau!” piesek biegł za wiewiórka.
Kiedy pobiegli, Lulu zeskoczyla z drzewa i zaczeła się lizać.
Czuła, że coś jest w trawie. Powachała. Zajac! pomyślała. Zaczęła
cichutko podchodzić do zajaca. Łaps! Drugie śniadanie jest
tutaj! Zadowolona, zjadła go i poszła dalej.
Lulu mało latała, bo chciała żeby wszyscy myśleli, że jest
normalnym kotem. Na razie chciała znaleźć Maka. Ale gdzie on
może być?
Zobaczyła 6 śmietników, które stały razem. To był bar dla
kotów. Tutaj pracowała jej koleżanka Mysia. Lulu weszła do
baru. Była głośna muzyka, i dużo kotów. “Lulu!” Mysia pobiegła
do Lulu. Była brazowa i miała pomarańczowe oczy.
“Cześć!”, powiedziała Lulu.
“Coś chcesz do jedzenia?”, spytała się.
“Nie, dziekuję”.
“Czy widziałaś Maka?”
“Nie”, odpowiedziała Mysia.
Właśnie wtedy przyszedł kierownik baru. Nazywał się Lenek.
“Mysia!” krzyknał.
“Chodź tu!” Mysia się odwróciła i pociagnęła Lulu za łapę.
“Chodź, pomożesz mi!” Lulu pobiegła za nia.
Kiedy przyszli do kuchni, Lenek powiedział, żeby znalazły
jedzenie do baru. Lulu i Mysia zaczęły szukać jedzenia.
“No i co, ciagle go szukasz?”, spytała się Mysia. “Tak, ale nie
mogę go znaleźć.” odpowiedziała Lulu.
“Hmmm, Lulu, wczoraj taki czarny kot w płaszczu wszedł do
baru. Widziałam, że miał biała kropkę na prawej nodze.” Mysia
popatrzyła na Lulu. Mak tak wyglada, ale nie nosi plaszcza,
pomyślala Lulu.
“Czy coś mòwił?” spytała się.
“Powiedział, że szuka swojej siostry, ale nie powiedzial jak się
nazywa. Powiedzial też, że idzie do lasu Has. A jak wyszedł, to
odleciał!”
“To musi być mój brat!” krzyknęła Lulu. Dała Mysi jedzenie,
ktòre znalazła i poleciała do lasu Has.
Wyladowała na drzewie. Zaraz potem, zobaczyla coś
czarnego w powietrzu. Poleciała w stronę tego czegoś…
“Mak, czy to ty?” spytała się. To coś się zatrzymało, a potem
odwrociło. To był Mak! “Lulu!”
Mak pędził jak rakieta i wleciał na Lulu.
“Gdzie ty byłeś?” Lulu się spytała.
“Szukałem ciebie!” Mak powiedział.
“Znalazłem miejsce dla nas do mieszkania. Chodź!” Lulu zaczęła
lecieć za bratem. Dolecieli do wielkiego głazu. Mak wszedł do
małej dziurki. Lulu zastanawiała się czy wejść.
“Nie bój się,” powiedział Mak. Lulu weszła do środka. Były tam
kwiaty i drzewko. Leżało siano zamiast łòżek i było też jeziorko.
“Ojej!” wykrzyknęła Lulu.
“Podoba ci się?” spytał się Mak.
“Tak!” Lulu pobiegła do jeziorka i zaczeła pić.
“Ałuuuuuuuuu!”
“Co to było?” Lulu zmarzła.
“To wilki. Badź cicho.”
“Chcę je zobaczyć.” Lulu powoli szła do dziury. “Co?!” Mak
głośno szepnał. Ale Lulu już poleciała.
“Gdzie one sa?” spytała siebie sama.
“Aha!”
Było ich przynajmniej piętnaście. Wyladowała na ziemi za
drzewem.
“Jestem głodny,” zajęczał czerwony wilk.
“Wszyscy jesteśmy!” warknał szef.
“Czuję zapach…. kota!”
“O nie,” Lulu się zmartwiła.
“Kot… jest… tam!” wilk z duża ilościa blizn wskazał w stronę
Lulu. “Hisss!” Lulu wystrzeliła na drzewo, aż jej futro
zafalowało.
“Za nia!” wykrzyknał szef.
“Hał! Hał!” wszystkie wilki zaczęły pędzić za nia. “Czas na plan
B.” Lulu wyladowała na trawie i zaczęła biec szybciej prosto na
drzewo. Zamiast uderzyć w drzewo to szybko się na nie
wdrapała i patrzyła co się dzieje na dole. Najpierw szef wpadł na
drzewo. Potem po kolei wszystkie wilki. Lulu odleciała.
Pomyślała, że wolałaby wędrować dookoła swiata niż
mieszkać w jednym miejscu. Poleciała do Maka.
“Nie chcę tu mieszkać. Wolę wędrować,” powiedziała Lulu.
“Dobrze,” powiedział Mak.
“Pa!” Lulu wyszła z domu brata.
“Ciekawa jestem co się teraz wydarzy,” uśmiechnęła się.
O autorce
Róża Pietrusińska chodzi do 4-tej klasy w szkole podstawowej
imienia Samantha Smith w Sammamish, gdzie również mieszka.
Bardzo interesuje się psami i chciałaby mieć swojego psa. Róża
dużo czyta i uczy się grać na pianinie.
Pròbowała złapać rybę. Złapała karpia. “Mm, dobrze wyglada”.
Lulu zjadła szybciutko, żeby inne zwierzęta nie przyszły.
Liznęła się i poszła w drogę.
Zaczęło padać. Lulu byla takim kotem, ktòry lubi wodę,
więc się nie schowała. “Muszę poszukać lasu. Tam będę mogła
zrobić sobie małe miejsce do spania”, pomyślała. Popatrzyła w
wodę. Zobaczyła czarnego kota, z białymi łapami. Lulu miala
dar. Ona ….
Chlup!! Mały chłopiec wskoczył do kałuży. “Mama! Kot!”pisnał.
Lulu pobiegła na tył budynku, skoczyła i… latała...
Pędziła, aż zobaczyła las i wyladowała na drzewie.
Przestało padać. Lulu zwinęła się w kłębek i zasnęła. Aaaa!
Obudziła się i zeskoczyła z drzewa na ziemię.
Latanie bylo jej darem. Jej mama umiała latać, i jej brat
też, ale mama niechcacy weszła pod pociag i pociag ja rozjechał.
Lulu brat nazywał się Mak. Nie wiedziała gdzie jest Mak, bo
ludzie go złapali i zabrali.
Lulu poruszyła uszami, ktòre coś słyszały. Lulu wdrapała
się na drzewo i czekała. “Hau! Hau!” piesek biegł za wiewiórka.
Kiedy pobiegli, Lulu zeskoczyla z drzewa i zaczeła się lizać.
Czuła, że coś jest w trawie. Powachała. Zajac! pomyślała. Zaczęła
cichutko podchodzić do zajaca. Łaps! Drugie śniadanie jest
tutaj! Zadowolona, zjadła go i poszła dalej.
Lulu mało latała, bo chciała żeby wszyscy myśleli, że jest
normalnym kotem. Na razie chciała znaleźć Maka. Ale gdzie on
może być?
Zobaczyła 6 śmietników, które stały razem. To był bar dla
kotów. Tutaj pracowała jej koleżanka Mysia. Lulu weszła do
baru. Była głośna muzyka, i dużo kotów. “Lulu!” Mysia pobiegła
do Lulu. Była brazowa i miała pomarańczowe oczy.
“Cześć!”, powiedziała Lulu.
“Coś chcesz do jedzenia?”, spytała się.
“Nie, dziekuję”.
“Czy widziałaś Maka?”
“Nie”, odpowiedziała Mysia.
Właśnie wtedy przyszedł kierownik baru. Nazywał się Lenek.
“Mysia!” krzyknał.
“Chodź tu!” Mysia się odwróciła i pociagnęła Lulu za łapę.
“Chodź, pomożesz mi!” Lulu pobiegła za nia.
Kiedy przyszli do kuchni, Lenek powiedział, żeby znalazły
jedzenie do baru. Lulu i Mysia zaczęły szukać jedzenia.
“No i co, ciagle go szukasz?”, spytała się Mysia. “Tak, ale nie
mogę go znaleźć.” odpowiedziała Lulu.
“Hmmm, Lulu, wczoraj taki czarny kot w płaszczu wszedł do
baru. Widziałam, że miał biała kropkę na prawej nodze.” Mysia
popatrzyła na Lulu. Mak tak wyglada, ale nie nosi plaszcza,
pomyślala Lulu.
“Czy coś mòwił?” spytała się.
“Powiedział, że szuka swojej siostry, ale nie powiedzial jak się
nazywa. Powiedzial też, że idzie do lasu Has. A jak wyszedł, to
odleciał!”
“To musi być mój brat!” krzyknęła Lulu. Dała Mysi jedzenie,
ktòre znalazła i poleciała do lasu Has.
Wyladowała na drzewie. Zaraz potem, zobaczyla coś
czarnego w powietrzu. Poleciała w stronę tego czegoś…
“Mak, czy to ty?” spytała się. To coś się zatrzymało, a potem
odwrociło. To był Mak! “Lulu!”
Mak pędził jak rakieta i wleciał na Lulu.
“Gdzie ty byłeś?” Lulu się spytała.
“Szukałem ciebie!” Mak powiedział.
“Znalazłem miejsce dla nas do mieszkania. Chodź!” Lulu zaczęła
lecieć za bratem. Dolecieli do wielkiego głazu. Mak wszedł do
małej dziurki. Lulu zastanawiała się czy wejść.
“Nie bój się,” powiedział Mak. Lulu weszła do środka. Były tam
kwiaty i drzewko. Leżało siano zamiast łòżek i było też jeziorko.
“Ojej!” wykrzyknęła Lulu.
“Podoba ci się?” spytał się Mak.
“Tak!” Lulu pobiegła do jeziorka i zaczeła pić.
“Ałuuuuuuuuu!”
“Co to było?” Lulu zmarzła.
“To wilki. Badź cicho.”
“Chcę je zobaczyć.” Lulu powoli szła do dziury. “Co?!” Mak
głośno szepnał. Ale Lulu już poleciała.
“Gdzie one sa?” spytała siebie sama.
“Aha!”
Było ich przynajmniej piętnaście. Wyladowała na ziemi za
drzewem.
“Jestem głodny,” zajęczał czerwony wilk.
“Wszyscy jesteśmy!” warknał szef.
“Czuję zapach…. kota!”
“O nie,” Lulu się zmartwiła.
“Kot… jest… tam!” wilk z duża ilościa blizn wskazał w stronę
Lulu. “Hisss!” Lulu wystrzeliła na drzewo, aż jej futro
zafalowało.
“Za nia!” wykrzyknał szef.
“Hał! Hał!” wszystkie wilki zaczęły pędzić za nia. “Czas na plan
B.” Lulu wyladowała na trawie i zaczęła biec szybciej prosto na
drzewo. Zamiast uderzyć w drzewo to szybko się na nie
wdrapała i patrzyła co się dzieje na dole. Najpierw szef wpadł na
drzewo. Potem po kolei wszystkie wilki. Lulu odleciała.
Pomyślała, że wolałaby wędrować dookoła swiata niż
mieszkać w jednym miejscu. Poleciała do Maka.
“Nie chcę tu mieszkać. Wolę wędrować,” powiedziała Lulu.
“Dobrze,” powiedział Mak.
“Pa!” Lulu wyszła z domu brata.
“Ciekawa jestem co się teraz wydarzy,” uśmiechnęła się.
O autorce
Róża Pietrusińska chodzi do 4-tej klasy w szkole podstawowej
imienia Samantha Smith w Sammamish, gdzie również mieszka.
Bardzo interesuje się psami i chciałaby mieć swojego psa. Róża
dużo czyta i uczy się grać na pianinie.
Saturday, June 15, 2013
Maciek Świątek
Tego roku w czerwcu przyjechali babcia Wiesia i dziadek Stasiu i nasza kuzynka Kasia. Bardzo się ucieszyliśmy, bo tak dawno się nie widzieliśmy.
Za jakiś czas pojechaliśmy na wycieczkę do Kalifornii. Wypożyczyliśmy dużego Chevroleta, ponieważ Toyota miała za mało siedzeń, a nas było ośmioro.
Wyjechaliśmy w nocy i wieczorem zajechaliśmy do San Francisco. Rano popłynęliśmy łodzią do Alcatraz. Alcatraz to stare więzienie, w którym policjanci zamykali groźnych przestępców. Wieczorem przejechaliśmy przez długi most Golden Gate, który wcale nie jest złoty tylko czerwony.
Następnego dnia pojechaliśmy do Fresno w środkowej Kalifornii, a stamtąd do parku Yosemite. Tam wspiąłem się na wielką górę i znajdowałem pełno kryształów. Następnie prawie z tej góry spadłem, bo przy uchu przeleciała mi pszczoła.
Potem odwiedziliśmy Park Sekwoi, gdzie są najszersze drzewa na świecie. Nawet nas ośmioro nie mogło objąć drzewa.
Następny dzień spędziliśmy w Disneylandzie. Zabrałem dziadka Stasia na szybką kolejkę. Później dziadek nie czuł się za dobrze, więc tylko pilnował naszych rzeczy, podczas gdy my jeździliśmy na innych kolejkach. Wszystkim nam Disneyland bardzo się podobał i wróciliśmy do hotelu o północy.
Następnie czekało na nas San Diego. Tam zwiedziliśmy statek Midway i poszliśmy na cały dzień do parku Sea World. Oprócz występów delfinów i orek, była też szybka kolejka Manta. Wystrzeliwała z ciemnego tunelu, a potem jechała bardzo szybko mocno zakręcając.
W drodze powrotnej do domu jechaliśmy wybrzeżem nad Pacyfikiem. W wielu miejscach była mgła, więc oglądaliśmy dużo bajek na DVD.
Bardzo lubiłem tę wycieczkę, a do tego pobiliśmy rekord, bo przejechaliśmy trzy i pół tysiąca mil.
Pod koniec lipca, ja i moja rodzina pojechaliśmy na kemping nad jezioro Alta.
Jechaliśmy tam aż 4 i pół godziny. Jak wypakowaliśmy wszystko z samochodu, mama i tata rozbili namiot, a ja, Paweł i Wikunia poszliśmy szukać węży.
Było strasznie gorąco i bardzo chciało nam się wykąpać w jeziorze. Pływaliśmy na pontonie, nukrowaliśmy, graliśmy w piłkę i zbieraliśmy kamyki.
Pewnego dnia, zobaczyliśmy na ścianie czarnego pająka. Podeszliśmy trochę bliżej, żeby zobaczyć jaki to był pająk. Wyglądał dokładnie jak czarna wdowa. Pobiegliśmy do rodziców krzycząc: "Czarna wdowa! Czarna wdowa!", ale oni chyba nam nie uwierzyli. Jak dojechaliśmy do domu, to sprawdziliśmy na internecie i się okazało, że to naprawdę była czarna wdowa.
O autorze
Mam na imię Maciej. Mam 9 lat i mieszkam w Woodinville z rodzicami, bratem Pawłem, siostrą Wikunią i pieskiem Maxem.
Bardzo lubię jeździć na deskorolce, grać w piłkę, budować z Lego i czytać. Zimą lubię jeździć w góry na narty, a latem skakać w oceanie przez fale.
Moim ulubionym daniem są kotlety schabowe z ziemniakami i mizerią, budyń waniliowy z sokiem malinowym i truskawki z cukrem.
W wolnym czasie gram w szachy z tatą lub Pawłem. Moją pasją są kryształy i kamienie z różnych miejsc na świecie. Mam ich już sporą kolekcję.
Friday, June 14, 2013
Alicja Misiuda: Jurek i Hubbes
Był raz chłopak.
Nazywał się Jurek. On miał tygrysa, który nazywał się Hubbes. Hubbes był
normalnym pluszakiem , ale Jurek myślał że jest prawdziwy tygrys. Naprawdę,
Jurek wiedział że jest pluszowy, ale udawał że jest prawdziwy.
Pewnego dnia, mama
i tata Jurka pomyśleli, żeby cała rodzina pojechała pod namiot. Tego dnia Jurek widział, że mama
i tata jadą nad namiot i powiedział do Hubbusa.
Zobacz zobacz Hubbes! Mama i tata w końcu wyjeżdziają! Teraz możemy jeśc ciastka na obiad, oglądać TV i ja nawet nie muszę iść do szkoły! Jaho!
Zobacz zobacz Hubbes! Mama i tata w końcu wyjeżdziają! Teraz możemy jeśc ciastka na obiad, oglądać TV i ja nawet nie muszę iść do szkoły! Jaho!
No chodź Jurek!
Albo się spóźnimy pojechać pod namiot! Oni zmykają bramy do tego miejsca! Mama
Jurka powiedziała
Ja? Ja mam iść pod namiot? Pamiętasz ostatnio? Kiedy cały tydzień padało!
Ja? Ja mam iść pod namiot? Pamiętasz ostatnio? Kiedy cały tydzień padało!
Jak tu nudno! Jurek
jęczał. Myśl o czymś innym! Tata powiedział. Może coś zjemy? Mama
zaproponowała. Tak makaron! Jurek krzyknął. Nie! My wszycy zjemy coś innego
niż makaron. Tata w końcu powiedział. Widzisz jak to jest beznadzienie! Jurek
znowu krzyknął.
W końcu rodzina
przyjechała do parku. Znaleźli swoje miejsce kempingowe.
W parku były drzewa, rzeka, i trawa. Nie daleko była plaża i ocean. Tata rozpakowal bagaże i wszycy razem rozbiliśmy namiot. Kiedy w końcu przyszła tata i mama rozpalili ognisko i piekliśmy kiełbaski. Ale Hubbes w ogóle nic nie pomógł! Jurkowi się DALEJ nudziło.
W parku były drzewa, rzeka, i trawa. Nie daleko była plaża i ocean. Tata rozpakowal bagaże i wszycy razem rozbiliśmy namiot. Kiedy w końcu przyszła tata i mama rozpalili ognisko i piekliśmy kiełbaski. Ale Hubbes w ogóle nic nie pomógł! Jurkowi się DALEJ nudziło.
Przyszedł czas
kiedy Jurek musiał pojść spać. Nie! Nie chce iśc spać! Jurek krzyczał. Cicho
bądź! Musisz iść spać! Teraz chodź! Teraz chodź, zamykam cię! Pa pa dobranoc!
Mama Jurka powiedziała.
Boże! - Jurek powiedział
Hubbesowi.
Ale rządzenie! - Znowu
powiedział.
Trzy dni minęły i
dalej Jurkowi się nudziło. Co robicie? Jurek spytał tata. A co myślisz. My się
pakujemy. Tata mu powiedział. Tak! Ja czekałam na ten moment! Jurek westchęł. W końcu Mama, Tata, Hubbes i
Jurek się spakowali i pojechali do domu.
Thursday, June 13, 2013
Łukasz Studziński: O przeklętej wiosce
Była sobie wioska bez nazwy. Miała około stu mieszkańców. Pewnego dnia kobieta o imieniu Rulika przybyła do wioski i namówiła ludzi żeby pili wodę ze stawu. Okłamała ich, że woda da im moce magiczne. Mieszkańcy wioski wypili wodę i zostali zamienieni w niewolników Ruliki. Musieli dla niej cały czas pracować.
Pewnego dnia, król w odległym królestwie został zaatakowny przez złodziei Ruliki. Zabrali wszystkie skarby i ludność cywilną. Zostało królowi tylko trochę wojska. Król opuścił swoje królestwo i wyruszył w podróż choć nie był pewien gdzie ma się udać. Jadąc zobaczył światło na niebie. Rozległo się ogłuszające ryczenie i ze światła wydobył się smok. Zleciał w dół, porwał jednego z ludzi króla i rzucił go o ziemię. Żołnierze się przestraszyli. Wtedy pojawił się drugi smok z jeźdzcem. Ten smok ział soplami lodu w smoka ze światła, który został zmrożony, spadł na ziemię i rozprysnął się na malutkie kawałki lodu. Teraz słychać było jakby warczenie ze światła. Wyskoczył z niego skrzydlaty ryś. Kiedy zbliżył się żeby porwać następnego żołnierza, jezdziec lodowego smoka uderzył go świetlną niebieską dzidą i ryś rozprysnął się.
Z pobliskiej jaskini wyskoczył wojownik w białych szatach. Na imię miał Jastrząb a jego pomocnik - Noc. Jastrząb i Noc zgodzili się pomóc królowi w zamian za zpałatę. Właśnie wtedy pojawiła się Rulika. Krzyknęła „przeklęte smoki!”. Jej wojownik z ośmiostopowym mieczem powiedział „powinniście byli zginąć w paszczy smoka!”. Rulika nakazała ciszę. Rozchyliła ramiona i w każdej jej ręce pokazała się kula. Jedna była czarna z ciemnym niebieskim płomieniem a druga niebieska z białym płomieniem. Rulika rzuciła czarną kulę w żołnierzy króla, którzy natychmiast zostali zamknięci w płomiennej bańce. W króla rzuciła niebieską kulę, ale złapał ją jezdziec lodowego smoka, który ją połknął i podwoił się. Wojownik Ruliki z mieczem zawołał „do ataku!” i milion wojowników pojawił się nagle. Król, Jastrząb, Noc i jezdziec ze smokiem rzucili się jakby do ucieczki.
Nagle Jeździec zawrócił i zaczął walczyć. Porywał złodziei Ruliki i rzucał ich na ziemię. Jastrząb podbiegł do płomiennej bańki i swoimi zaklęciami uwolnił żołnierzy, którzy przyłączyli się do bitwy. Jezdziec porwał Rulikę, ale ona wypowiedziała zaklęcia. Pojawił się jej smok, który ją uratował. Ten smok ział czarnym ogniem w stronę lodowego smoka. Smok lodowy stracił siły i zaczął spadać na ziemię. Król wyjął świetlisty miecz, który oślepił wojsko Ruliki, a ono rozbiegło się na wszystkie strony. Jeden z uciekających wpadł do paszczy leżącego lodowego smoka. Rulika zasłabła, spadła ze swego smoka i król uderzył ją świetlistym mieczem. W tym momencie wszyscy ludzie zniewoleni przez Rulikę uwolnili się.
Jaś obudził się i pomyślał - ale dziwny sen.
Pewnego dnia, król w odległym królestwie został zaatakowny przez złodziei Ruliki. Zabrali wszystkie skarby i ludność cywilną. Zostało królowi tylko trochę wojska. Król opuścił swoje królestwo i wyruszył w podróż choć nie był pewien gdzie ma się udać. Jadąc zobaczył światło na niebie. Rozległo się ogłuszające ryczenie i ze światła wydobył się smok. Zleciał w dół, porwał jednego z ludzi króla i rzucił go o ziemię. Żołnierze się przestraszyli. Wtedy pojawił się drugi smok z jeźdzcem. Ten smok ział soplami lodu w smoka ze światła, który został zmrożony, spadł na ziemię i rozprysnął się na malutkie kawałki lodu. Teraz słychać było jakby warczenie ze światła. Wyskoczył z niego skrzydlaty ryś. Kiedy zbliżył się żeby porwać następnego żołnierza, jezdziec lodowego smoka uderzył go świetlną niebieską dzidą i ryś rozprysnął się.
Z pobliskiej jaskini wyskoczył wojownik w białych szatach. Na imię miał Jastrząb a jego pomocnik - Noc. Jastrząb i Noc zgodzili się pomóc królowi w zamian za zpałatę. Właśnie wtedy pojawiła się Rulika. Krzyknęła „przeklęte smoki!”. Jej wojownik z ośmiostopowym mieczem powiedział „powinniście byli zginąć w paszczy smoka!”. Rulika nakazała ciszę. Rozchyliła ramiona i w każdej jej ręce pokazała się kula. Jedna była czarna z ciemnym niebieskim płomieniem a druga niebieska z białym płomieniem. Rulika rzuciła czarną kulę w żołnierzy króla, którzy natychmiast zostali zamknięci w płomiennej bańce. W króla rzuciła niebieską kulę, ale złapał ją jezdziec lodowego smoka, który ją połknął i podwoił się. Wojownik Ruliki z mieczem zawołał „do ataku!” i milion wojowników pojawił się nagle. Król, Jastrząb, Noc i jezdziec ze smokiem rzucili się jakby do ucieczki.
Nagle Jeździec zawrócił i zaczął walczyć. Porywał złodziei Ruliki i rzucał ich na ziemię. Jastrząb podbiegł do płomiennej bańki i swoimi zaklęciami uwolnił żołnierzy, którzy przyłączyli się do bitwy. Jezdziec porwał Rulikę, ale ona wypowiedziała zaklęcia. Pojawił się jej smok, który ją uratował. Ten smok ział czarnym ogniem w stronę lodowego smoka. Smok lodowy stracił siły i zaczął spadać na ziemię. Król wyjął świetlisty miecz, który oślepił wojsko Ruliki, a ono rozbiegło się na wszystkie strony. Jeden z uciekających wpadł do paszczy leżącego lodowego smoka. Rulika zasłabła, spadła ze swego smoka i król uderzył ją świetlistym mieczem. W tym momencie wszyscy ludzie zniewoleni przez Rulikę uwolnili się.
Jaś obudził się i pomyślał - ale dziwny sen.
Wednesday, June 12, 2013
Agnieszka Davila: Agnieszki podróż do Polski
Mam na imię Agnieszka i opowiem Wam o mojej podroży do Polski. W czerwcu 2011 roku, zaraz po zakończeniu roku szkolnego postanowiliśmy polecieć do Polski. Najpierw cala moja rodzina pakowała walizki przez dwa tygodnie. Ja byłam bardzo podekscytowana i bardzo się cieszyłam na wyjazd. W czasie lotu byłam bardzo zmęczona I wyczerpana wieloma godzinami siedzenia w samolocie. Byłam tez bardzo śpiąca, ale zadowolona ze lecimy do Polski. Przylecieliśmy do Warszawy w południe. Dziadzio odebrał nas z lotniska i przywiózł nas do Zamościa gdzie mieszka moja rodzina.
Następnego dnia wyszłam na plac zabaw przed naszym blokiem, ale nikogo nie było na dworze. Następnego dnia tez nie było żadnych dzieci na placu zabaw. Zaczęłam zastanawiać się, dlaczego. Następnego dnia znów nikogo nie widziałam, ale kolejnego dnia zobaczyłam moje koleżanki na placu zabaw. Ku memu zdziwieniu, wszystkie były ubrane na biało i czarno. Zapytałam mamę, co to znaczy i ona mi wytłumaczyła, że dzieci w Polsce miały tego dnia zakończenie roku szkolnego i ubrane były odświętnie, na galowo z tej okazji. Przez resztę dnia rozmawiałam z rożnymi koleżankami na temat ich zakończenia szkoły I planów na wakacje.
Niemalże codziennie spaliśmy w domu babci. Było bardzo fajnie! Codziennie babcia zabierała mnie i mojego brata na lody I ja próbowałam każdego dnia inny smak. Polskie lody maja inne smaki niż w Ameryce. Moje ulubione jedzenie w Polsce to lody i pierogi. Ja lubię jeść pierogi z serem i ziemniakami i podawane ze śmietana.
Zaczęłam też lekcje pływania. Pierwszego dnia lekcji bardzo się bałam, bo martwiłam, że nie mówię po polsku wystarczająco dobrze zęby się porozumieć z panem trenerem. Następnego dnia już czułam się bardziej odważna. Cieszę się że nauczyłam się w Polsce lepiej pływać i pokonałam swój lek. Teraz wiem że nie musze się bać że nie mowie dobrze po Polsku bo zupełnie dobrze dałam sobie rade na basenie. Ostatniego dnia graliśmy w piłkę w basenie, dziewczyny przeciw chłopakom. Moja koleżanka Martynka tez była ze mną w grupie to było fajnie mieć koleżankę.
Poszliśmy tez do cyrku. Był tam klaun, który miał na imię Grzesio i był bardzo śmieszny. W cyrku tez były różne zwierzęta I robiły różne sztuczki. Były tam tygrysy, kozy I inne zwierzęta, o których już zapomniałam. Była tez pani, która robiła akrobacje wisząc na takich pięknych wirujących wstążkach. To wyglądało tak magicznie!
Poszliśmy do kina na film Auta 2. Film był po polsku I nie miał żadnych tłumaczeń, ale na szczęście ja wszystko zrozumiałam! Fajnie było pójść do kina i obejrzeć film w kinie w innym języku. Kupiliśmy tez kukurydze prażoną i napoje a moja mama kupiła sobie smaczna kawę, która się niestety oblała i poparzyła.
Koleżanki, które poznałam w Polsce mają na imię Martynka, Monika, Dorotka, Natalia i Marlenka. Dowidziałam się ze bliźniaczki Dorotka i Monika to moje kuzynki. Z moimi koleżankami bawiłyśmy się My Littelest Petshop obok placu zabaw pod drzewem. Moja mama ma apartament w bloku na parterze. Z tego apartamentu, z balkonu wychodzimy do ogródka a z ogródka prosto na plac zabaw gdzie całymi dniami lubię się bawić z koleżankami.
W tym apartamencie mam kotkę, który się nazywa Rudolfina. Ona jest w paseczki i wychodzi na spacery co noc i wraca nad ranem bo jest nocnym kotem. W ciągu dnia Rudolfina śpi lub bawi się z nami. Ja bardzo ją lubię, bo ona jest bardzo mila i lubi gdy ją głaskam. Ja uwielbiam Rudolfinę I kocham moje podróże do Polski! Już nie mogę się doczekać kiedy znów odwiedzę Polskę.
O autorce:
Agnieszka Davila ma dziesięć lat i chodzi do katolickiej szkoły w Bellevue, Waszyngton. Po zajęciach szkolnych, Agnieszka lubi grać w piłkę nożną, czytać książki lub spędzać czas z koleżankami. Jej hobby to fotografowanie przyrody. Agnieszka lubi podróżować po świecie, ale najbardziej lubi podróże do Meksyku
Następnego dnia wyszłam na plac zabaw przed naszym blokiem, ale nikogo nie było na dworze. Następnego dnia tez nie było żadnych dzieci na placu zabaw. Zaczęłam zastanawiać się, dlaczego. Następnego dnia znów nikogo nie widziałam, ale kolejnego dnia zobaczyłam moje koleżanki na placu zabaw. Ku memu zdziwieniu, wszystkie były ubrane na biało i czarno. Zapytałam mamę, co to znaczy i ona mi wytłumaczyła, że dzieci w Polsce miały tego dnia zakończenie roku szkolnego i ubrane były odświętnie, na galowo z tej okazji. Przez resztę dnia rozmawiałam z rożnymi koleżankami na temat ich zakończenia szkoły I planów na wakacje.
Niemalże codziennie spaliśmy w domu babci. Było bardzo fajnie! Codziennie babcia zabierała mnie i mojego brata na lody I ja próbowałam każdego dnia inny smak. Polskie lody maja inne smaki niż w Ameryce. Moje ulubione jedzenie w Polsce to lody i pierogi. Ja lubię jeść pierogi z serem i ziemniakami i podawane ze śmietana.
Zaczęłam też lekcje pływania. Pierwszego dnia lekcji bardzo się bałam, bo martwiłam, że nie mówię po polsku wystarczająco dobrze zęby się porozumieć z panem trenerem. Następnego dnia już czułam się bardziej odważna. Cieszę się że nauczyłam się w Polsce lepiej pływać i pokonałam swój lek. Teraz wiem że nie musze się bać że nie mowie dobrze po Polsku bo zupełnie dobrze dałam sobie rade na basenie. Ostatniego dnia graliśmy w piłkę w basenie, dziewczyny przeciw chłopakom. Moja koleżanka Martynka tez była ze mną w grupie to było fajnie mieć koleżankę.
Poszliśmy tez do cyrku. Był tam klaun, który miał na imię Grzesio i był bardzo śmieszny. W cyrku tez były różne zwierzęta I robiły różne sztuczki. Były tam tygrysy, kozy I inne zwierzęta, o których już zapomniałam. Była tez pani, która robiła akrobacje wisząc na takich pięknych wirujących wstążkach. To wyglądało tak magicznie!
Poszliśmy do kina na film Auta 2. Film był po polsku I nie miał żadnych tłumaczeń, ale na szczęście ja wszystko zrozumiałam! Fajnie było pójść do kina i obejrzeć film w kinie w innym języku. Kupiliśmy tez kukurydze prażoną i napoje a moja mama kupiła sobie smaczna kawę, która się niestety oblała i poparzyła.
Koleżanki, które poznałam w Polsce mają na imię Martynka, Monika, Dorotka, Natalia i Marlenka. Dowidziałam się ze bliźniaczki Dorotka i Monika to moje kuzynki. Z moimi koleżankami bawiłyśmy się My Littelest Petshop obok placu zabaw pod drzewem. Moja mama ma apartament w bloku na parterze. Z tego apartamentu, z balkonu wychodzimy do ogródka a z ogródka prosto na plac zabaw gdzie całymi dniami lubię się bawić z koleżankami.
W tym apartamencie mam kotkę, który się nazywa Rudolfina. Ona jest w paseczki i wychodzi na spacery co noc i wraca nad ranem bo jest nocnym kotem. W ciągu dnia Rudolfina śpi lub bawi się z nami. Ja bardzo ją lubię, bo ona jest bardzo mila i lubi gdy ją głaskam. Ja uwielbiam Rudolfinę I kocham moje podróże do Polski! Już nie mogę się doczekać kiedy znów odwiedzę Polskę.
O autorce:
Agnieszka Davila ma dziesięć lat i chodzi do katolickiej szkoły w Bellevue, Waszyngton. Po zajęciach szkolnych, Agnieszka lubi grać w piłkę nożną, czytać książki lub spędzać czas z koleżankami. Jej hobby to fotografowanie przyrody. Agnieszka lubi podróżować po świecie, ale najbardziej lubi podróże do Meksyku
Tuesday, June 11, 2013
Filip Wilk: Przygody dzikich kotów
Dawno temu, żyły 4
starożytne klany kotów: Klan Światło, Klan Mrok, Klan Lodu i Klan Życie. Koty
wierzyły, że kiedy umrą to idą do specjalnego miejsca, które nazywa się Ksiezycowy
Klan (jeśli byli dobrzy za życia). Jeśli byłeś złym, nielojalnym kotem, szedłeś
do Lasu Cieni. Klany kotów żyły w pokoju, chociaż zdarzaly się bitwy. Za każdym
razem przy pełni ksiezyca spotykały się i wtedy był spokój przez te noc. Omawiały
też różne ważne sprawy.
Klan Mroku został
zaatakowany przez Klan Światła. Myśleli oni, że Klan Mrok kradnie pożywienie.
To była prawda. Potem zaczęła się duża walka. Dwa koty zostały zabite. Jeden z
Klanu Mroku, który nazywał się Czarne Słońce, a drugi z Klanu z Klanu Światła -
Poranna Rosa. Walka się skończyła i Klan Mroku musiał oddać skradzione myszy i
ptaki.
Terytorium Klanu Życie jest bardzo piękne i łatwo jest tam się ukryć. Jest
tam dużo drzew liściastych i mały strumyk do picia. Jest dużo podziemnych
tuneli, w których koty mogą się ukryć. Rośnie u nich dużo leczniczych roślin.
Pewnego dnia, mały kot z Klanu Życie, który nazywał się Niebieskie Oko,
został porwany przez człowieka. Trafił do domu i spotkał tam szczeniaka. Nie
mógł się wydostac na zewnątrz. Pies mu bardzo dokuczał. Niebieskie Oko bardzo
tęsknił do swojej rodziny. Na szczęście koty z jego klanu: Czarna Łapa, Bystry
Ogon i Białe Pióro wydobyli go z domu człowieka przez otwarte okno. Niebieskie
Oko, pomimo tego że miał jedzenie na zawołanie nie chciał być domowym kotem.
Cenił swoją wolność. Wszyscy bardzo się ucieszyli, że młody kot powrócił i urządzili
z tej okazji festiwal.
Terytorium Klanu Lodu ma duża ilość rzek, więc ma dużo ryb. Ich osada ma w
centrum bagno otoczone krzakami. Może to być zasadzka dla wrogów, którzy nie znają
tego terenu. Pewnego razu, kot o imieniu Złoty Lód, zaczął się topić i trzy
koty zobaczyły to i go uratowali na szczęście! Te koty były bardzo doświadczone
i dobre w pływaniu.
Podczas zimy napadało bardzo dużo śniegu. Zamarzły rzeki. Nie bylo pożywienia
i koty zrobiły się bardzo chude. Klan Życia, który posiadał dużo tuneli, w
których schowały się myszy i krety, poratował Klan Lodu i dał im jedzenie. Kiedy
nadeszla wiosna, wszystko wróciło do normy. Niektóre młode koty były do tyłu z
nauką i treningami i musiały wziąć się do nauki.
Terytorium Klanu Mroku jest bagienne, blotniste i ciemne. Latwo się tam
schowac. Koty z innych klanow moga się tam jednak pogubic. Jest dla nich za
ciemno i zbyt blotnisto.
Pewnego razu, mały kotek z tego klanu, który nie
był jeszcze wyszkolony, wszedł do blota i nie mógł wyjść. Zaczął głośno
miauczeć. Jego mama - Puszysta Kita uslyszała to i dotarła do niego. Na szczęscie udało się jej
go uratować. Kotek był bardzo zmęczony walką o przeżycie i mama niosła go w
pysku. Zabrała go nad jezioro, aby go umyć. Cała rodzina cieszyła się , ze
kiciuś został uratowany.
Klan Światła ma bardzo jasne terytorium. Są tam łąki z kwiatami
i dużo wodospadów. Koty najczęściej ukrywają się za wodospadami. Dzięki temu,
że mają dużo kwiatów, pszczoły produkują dla nich miód.
Pewnego razu, mały, psotny kotek o imieniu Słodziutki
Kieł, bardzo chciał podjeść troszkę
miodu. Stracił równowagę i wpadł do dziury z miodem. Przyszli jego bracia i
zaczęli też wylizywać miód. Nikt nie zwracał uwagi na Słodziutkiego Kła, który
nie mógł wydostaę się z lepkiej pułapki. Udało mu się dopiero, kiedy cały miód
został zjedzony.
Życie kocich klanów nie jest łatwe. Walczą o przetrwanie,
o pożywienie i dominację. Małe kotki muszą słuchać starszych i zdobywać doświadczenie.
Kiedy każdy klan szanuje cudze terytorium, wtedy nie dochodzi do wojen.
O autorze
Filip Wilk ma 11 lat. Lubi zwierzęta, zwłaszcza koty.
Marzy żeby mieć swojego kota. Filip lubi też grać w piłkę, gry, jezdzic na
rowerze.
W przyszlosci Filip chce zostać naukowcem lub
archeologiem.
Monday, June 10, 2013
Julia Cholewinska: Królowa łabędzi
Uczniowie klas 1-5 naszej szkoły sami napisali książki, które zostały opublikowane nakładem wydawnictwa szkolnego. Oto książka "Królowa Łabędzi" napisana przez Julcię Cholewinską z trzeciej klasy.
Mieszkały w Polsce dwie dziewczynki o imieniu Zosia i Agata. Agata miała 5 lat, a Zosia 10. Mieszkały w Białymstoku z kotem i macochą.
Mieszkały w Polsce dwie dziewczynki o imieniu Zosia i Agata. Agata miała 5 lat, a Zosia 10. Mieszkały w Białymstoku z kotem i macochą.
Ich macocha nie lubiła ani Zosi, ani
Agaty, ani ich kota. „Chciałabym się ich pozbyć” - ciągle myślała. Pewnego dnia
powiedziała Zosi żeby ona i Agata znalazły królową łabędzi i przyniosły zielony
jak trawa stół. Wraz z kotem wyruszyły w drogę.
Szły kilka godzin. Wreszcie
dotarły do lasu. Postanowiły odpocząć. Po kilku minutach pojawiły się trzy
łabędzie. Złapały kota i dziewczynki i poleciały za chmury.
Łabędzie skierowały się w stronę
słońca. Robiło się jasno. Nikt nie czuł, że przeleciał przez słońce. Ale każda
osoba i zwierzak widział inny świat.
Tam rosły kwiaty i trawa. Tam był
zamek. Łabędzie ostrożnie zrzuciły dziewczynki i kota, a potem odleciały.
Zosia rozejrzała się. Potem powiedziała: „Agato, musimy powiedzieć królowej że macocha nas
porzuciła i że musimy u niej zostać”. Potem ruszyły na dziedziniec.
Kiedy dotarły do sali tronowej,
zobaczyły królową łabędzi. Lecz zanim mogły otworzyć usta, królowa powiedziała:
„Wiem, wiem! Wy zostaniecie tutaj. Mój służący wam zbuduje domek na dziedzińcu”.
I potem żyły długo i szczęśliwie.
O Autorze
Julia Cholewinska urodziła się 16
kwietnia 2004 roku w Bellevue, WA. Właśnie skończyła 9 lat. Na urodziny dostała
trąbkę i już wkrótce rozpocznie naukę gry na niej. Jej ulubiony sport to pływanie, a ulubiony
kolor to błękitny. Julia lubie też czytać książki po polsku i po angielsku. Jej
ulubione książki to Tydzień Konstancji
i Elephants can paint, too. Ma 2
siostry, Olę i Alę. Rodzice to Ania i Paweł. Najlepszą koleżanką Julii jest
Nozomi, z którą bardzo lubi się bawić kiedy tylko obie mają czas.
Julia bardzo lubi matematykę – w
2012 roku zajęła 7 miejsce w USA w konkursie matematycznym Math Kangaroo USA.
To jet pierwsza książka Julii,
która ma nadzieję wydać jeszcze wiele innych książek.
Sunday, June 9, 2013
Marcin Kopciewski: Porwanie dyni
Uczniowie klas 1-5 naszej szkoły sami napisali książki, które zostały opublikowane nakładem wydawnictwa szkolnego. Oto książka "Porwanie dyni" napisana przez Marcina Kopciewskiego z trzeciej klasy.
Październik w tym roku wyjątkowo zimny i
deszczowy. Ludzie jednak nie zapomnieli o Halloween i dekorowali swoje domy i
ogródki. Na ganku jednego z domów leży 50-kilogramowa, piękna pomarańczowa dynia.
Robert, jej własciciel, jest bardzo
dumny, że ma tak dużą dynie. Na ganku, nad dynią zamontował kamerę.
Jest 9 wieczór. Mała ciężarówka zatrzymała się
koło Roberta domu. Nieznajoma postać
szybko wyskoczyła z samochodu. Po cichu własciciel ciężarówki wszedl na ganek,
ukradł dynię i odjechał z piskiem opon.
Robert posłyszał hałas na zewnątrz. Szybko
sprawdził kamerę. Nikogo nie było zauważył,
ale ku swemu zdziwieniu spostrzegł, że dynia znikneła. Chwycił telefon. Wybiegł
z domu, wskoczył na motor i rozpoczał pościg za złodziejem. W miedzyczasie
zadzownił na policje i poprosił, żeby
policjanci zablokowali skrzyżowanie.
Złodziej nie spodziewał się obławy. Kiedy
zobaczył policyjne samochody natychmiast zatrzymał swoją ciężarówkę. Jeden z policjantów rozkazał przez megafon:
„Wyjdź z samochodu! Recę do góry!” Złodziej
posłusznie, bez słowa posuchał rozkazu. Policjant założył mu kajdanki i zabrał
na posterunek. Złodziej został ukarany.
Będąc w wiezieniu sobie myślał: „...dlaczego ja to zrobiłem?”
Rok później. Pobyt w więzieniu nauczył złodzieja rozumu. Złodziej postanowił wyhodować swoje własne dynie i wziąć udział w konkursie na największą i najładniejszą dynie. Nie mógł uwierzyć, kiedy ogłoszono, że zdobył II miejsce.
Saturday, June 8, 2013
Maia Czerwonka: Pies, który nazywa się Pirat
Uczniowie klas 1-5 naszej szkoły sami napisali książki, które zostały opublikowane nakładem wydawnictwa szkolnego. Oto książka "Pies, który nazywa się Pirat" napisana przez Mai Czerwonki z trzeciej klasy.
W pewnej wsi mieszkał sobie mały pies o imieniu Pirat. Pirat był biały, czarny, brązowy i rudy. Bardzo lubi bawić się, jeść, spać i wychodzić na spacer.
Pewnego dnia Pirat poszedł na spacer i zobaczył norkę królika. Królik był biały, miał czarne łapki i różowy nosek. Królik wyskoczył z norki bo myślał, że Pirat jest fajny.
Królik i Pirat chcieli
się zaprzyjaźnić, więc zaczęli się bawić. Bawili się w berka, w chowanego i w
klasy. Iza, właścicielka Pirata, zawołała żeby do niej przyszedł.
Następnego dnia Pirat
wskoczył do tornistra Izy. Iza właśnie skończyła śniadanie i poszła do szkoły z
Piratem.
Iza poszła do szkoły z
Piratem w torbie. Kiedy była w szkole, weszła do klasy. Otworzyła torbę i Pirat
wyskoczył z niej! Nauczycielka zapytała co się tam dzieje. Wszyscy zaczęli
rozmawiać w tym samym czasie.
Nauczycielka podeszła
i zobaczyła Pirata i powiedziała: Iza, dlaczego przyniosłaś do szkoły Pirata?
Ja go nie przyniosłam. Pirat sam wskoczył do torby, proszę pani!
Będziemy się nim
opiekować. Potrzebujemy: łóżko, piłkę, kość, szczotkę i dużo innych rzeczy!
Kiedy Iza z Piratem wrócili do domu Iza powiedziała: Ale jesteś mądry!
O autorce
Maia ma 8 lat i chodzi
do szkoły. Lubi szyć i bawić się. Lubi też czytać książki. Jej ulubioną zabawką
jest lalka z serii American Girl. Maia mieszka w Sammamish wraz z rodzicami i
bratem.
Friday, June 7, 2013
Kornelia Wilk - Kasia i koń
Dawno, dawno temu była dziewczynka - Kasia, która bardzo kochała konie. Mieszkała w biednym domu i bardzo chciała mieć konia. Raz Kasia poszła na wycieczkę na nogach. Potem znalazła farmę. Kasia zapukała do drzwi domu.
Jakiś pan otworzył drzwi. Pan powiedział:
- "Co ty sama robisz koło mojej farmy?".
Kasia odpowiedziala:
- "Chcę zobaczyć twoje konie".
Pan powiedział:
- "Nie! Idź sobie stąd"!
Więc Kasia poszła. Rozłożyła namiot pod drzewem. Kasia boi się sama spać. Wyciągnęła miśka i zasnęła.
Rano Kasia obudziła się i była głodna. Kasia poszła szukać jedzenia, ale nic nie znalazła. Kasia poszła do tego pana i zapytała: " Czy mogę prosić trochę jedzenia?" Pan powiedzial, ze jej moze dac. Pan dał jej bułkę z dżemem. Pan zapytał czy chce jedengo konia.
Kasia powiedziała, że chce konia! Ona wzięła jednego konia i poszła z koniem do domu. Potem jak już była w domu pokazała jej rodzicom.
O autorce:
Kornelia ma 9 lat. Lubi robić różne fryzury, jeździć na rowerze, czytać i chodzić na zakupy z mamą. Bardzo tęskni za Polską. Mieszka w Issaquah z rodzicami oraz bratem i siostrą.
Thursday, June 6, 2013
Patryck Chojnacki: Samoloty
Uczniowie klas 1-5 naszej szkoły sami napisali książki, które zostały opublikowane nakładem wydawnictwa szkolnego. Oto książka "Samoloty" napisana przez Patrycka Chojnackiego z trzeciej klasy.
Samoloty są bardzo duże i ważą bardzo dużo.
Kosztuje ponad tysiąc dolarów żeby przelecić się Boingiem 747 na drugi koniec świata. Trwa aż 12 godzin żeby przelecieć z Ameryki.
Pewnego razu nie tak dawno temu leciałem
Boingiem 747. Byłem pilotem.
Podczas podroży skończyła się nam bezyna i wszycy skakaliśmy z samolotu. Wszycy mieliśmy spadochrony. Wylądowaliśmy we Francji.
Podczas podroży skończyła się nam bezyna i wszycy skakaliśmy z samolotu. Wszycy mieliśmy spadochrony. Wylądowaliśmy we Francji.
Jak już wylądowaliśmy we Francji musieliśmy
przesiąść się do innego samolotu. Tym innym samolotem polecieliśmy do Polski.
Tuż po wylądowaniu w Polsce położyliśmy na krześle i usneliśmy.
Jak się obudziliśmy, pojechaliśmy do Stalowej
Woli, gdzie mieszkają moi dziadkowie. Babcia i dziadek bardzo ucieszyli się jak
nas zobaczyli. I pojechaliśmy do niska.
Subscribe to:
Posts (Atom)