Mógłbym. Mam na imię Grzegorz, ale
oczywiście wszyscy przyjaciele mówią do mnie Grześ – co przypomina mi koszmarny
wierszyk, którym byłem katowany w dzieciństwie, wierszyk zaczynający się od
słów: „Idzie Grześ przez wieś...”. Więcej? Proszę bardzo. Niedawno skończyłem
35 lat - co zresztą ogromnie mnie zdumiało („Jak to?! Już?!”). Mój synek,
Kacper, dawno przestał być synkiem – teraz jest poważnym dwunastoletnim synem.
Lubię być ojcem, i lubię być pisarzem.
Kiedy postanowił
Pan zostać pisarzem?
Dawno, dawno temu, jeszcze w szkole
podstawowej. Czytałem wtedy bardzo dużo książek. I, rzecz jasna, uwielbiałem
chorować, bo gdy byłem chory, mogłem zostać w domu i czytać jeszcze więcej niż
zwykle. Któregoś razu leżałem na kanapie okutany ciepłym kocem i czytałem
„Łowców Przygód” Coorwood’a. Mama co i raz zaglądała do pokoju, sprawdzając czy
połknąłem lekarstwa, czy wypiłem gorącą herbatę, czy... – zresztą wiadomo, jak
w takich sytuacjach zachowują się mamy, prawda? W pewnym momencie musiałem się
zdrzemnąć, ale drzemiąc śniłem, że wciąż czytam książkę. Śniłem treść książki. A najśmieszniejsze, że gdy
potem otworzyłem oczy, okazało się, że książka, którą sobie przyśniłem, była
dużo ciekawsza od tej, którą właśnie czytam. Wtedy właśnie postanowiłem zostać
pisarzem.
Co
trzeba zrobić by zostać pisarzem?
Po pierwsze trzeba naprawdę chcieć nim
zostać. To się czuje. Po drugie trzeba pisać. Po trzecie trzeba być krytycznym
wobec tego, co się napisało. Po czwarte trzeba porzucić wstyd, strach i pokazać
komuś swoje teksty. Najlepiej komuś, kto nie będzie kręcił, i jeżeli coś mu się
nie spodoba, to szczerze nam to powie. No i trzeba wysyłać swoje teksty do
różnych wydawnictw, redakcji – nawet jeżeli nie zostaną od razu wydrukowane, to
może przynajmniej dowiemy się, jak je poprawić.
Co
powiedzieli Pana rodzice gdy im Pan powiedział ze będzie pisarzem?
Powiedzieli: „Dobrze, Grzesiu”. A potem
kazali mi umyć ręce, bo to było przed obiadem.
Dlaczego
pisze Pan dla dzieci, a nie dla dorosłych?
Dlatego, że jestem cwany ;) Dzięki temu, że
piszę książki dla dzieci, moje książki, oprócz dzieci, czytają także dorośli:
rodzicem dzieciom, dziadkowie wnuczętom, nauczyciele uczniom... Gdybym pisał
książki wyłącznie dla dorosłych, miałbym o połowę mniej czytelników.
Czy
trudno jest pisać dla dzieci?
Czasami tak, czasami nie. Jeżeli ktoś lubi
coś robić, to wkrótce to coś przestaje sprawiać mu trudności. Choćby jazda na
rolkach czy nartach. Z pisaniem jest podobnie. Nawet jeżeli czasami coś sprawia
mi trudność, to na tyle lubię swój zawód, że niczym się nie zrażam – nawet
jeżeli muszę poprawiać własny tekst
czterdzieści razy.
Czy
łatwiej się wymyśla książki niepoważne czy poważne?
Hm, muszę
pomyśleć... (przerwa na myślenie). Najtrudniej wymyśla się pozornie niepoważne
książki o poważnych problemach. Taką książką była „Mam prawo” – zbiór bardzo
śmiesznych opowiadań o bardzo poważnych sprawach (a konkretnie o prawach
dziecka).
Skąd Pan bierze
pomysły na książki?
Po pierwsze mam syna, z którym bardzo dużo
gadam – i każda z takich rozmów dostarcza mi jakiś pomysł. Poza tym sam
przecież byłem dzieckiem (niektórzy twierdzą, że nadal nim jestem) – czyli mam
już drugie źródło pomysłów. Po trzecie pomysły bardzo często podsuwają mi
dzieci podczas spotkań autorskich – proszą na przykład, żebym napisał romans
albo horror, opowiadają o tym, co dzieje się w ich domach, szkołach, i w ten
sposób pomagają mi w pracy.
Jak
wygląda Pana dzień?
Pisarz zawsze ma wakacje (bo przecież nie chodzę do żadnego „zakładu pisarskiego” – pracuję w domu). A jednocześnie zawsze jest w pracy (bo nigdy nie wiem, kiedy przyjdzie mi do głowy pomysł, który będę musiał natychmiast zapisać). Każdy mój dzień jest w jakiś sposób do siebie podobny. Ale każdy lubię. Najważniejsze, że nigdzie nie muszę biec z rana, więc z reguły śpię tak długo, jak mam na to ochotę. Co nie oznacza, że śpię do południa. Kiedyś, gdy chodziłem jeszcze do szkoły, myślałem sobie, że jak już będę dorosły, jak już zostanę pisarzem, to będę byczył się w łóżku co najmniej do trzynastej popołudniu. A teraz, gdy mogę sobie dłużej pospać, wstaję sam z siebie przez ósmą. Potem mycie, śniadanie, poranna prasówka, i siadam do pracy. Czasami piszę godzinę, a czasami kilkanaście godzin. Zależy. Nie zapominam o sporcie – każdego dnia biegam przynajmniej pół godziny. Albo gram w piłkę z Kacprem. Albo chodzimy na basen. A wieczory to przeważnie książki, książki, książki. Oraz kino, teatr i przyjaciele.
Dlaczego warto
czytać książki?
Ja po prostu lubię to robić, nie potrzebuję
innego pretekstu. Ale co poniektórych może bardziej przekona zdanie, że ludzie,
którzy książki czytają są podobno inteligentniejsi od tych, którzy patrzą na
książki z niechęcią. Inteligentniejsi, mądrzejsi, obdarzeni bujniejszą
wyobraźnią. Wystarczy? Młodzi czytelnicy książek to przyszła elita świata.
Co
powiedziałby Pan dzieciom mieszkającym za granicą i uczącym się polskiego jako dodatkowego języka?
Że podziwiam
Was bardziej niż Supermana i Batmana razem wziętych. Język polski wydaje mi się
bardzo trudnym do nauczenia. Ale warto go poznać – choćby po to, żeby
przeczytać w oryginale „Kaczkę-dziwaczkę” :)
No comments:
Post a Comment