Pages

Friday, February 25, 2011

Grzegorz Kasdepke odpowiada na nasze pytania

Kilka lat temu, uczniowie naszej szkoły napisali pytania do autora, czyli pytania jakie chcieliby zadać autorce lub autorowi opowiadań lub wierszy dla dzieci. Od tego czasu jeśli tylko mamy okazję, zadajemy te pytania w imieniu naszych uczniów. Oto nasze spotkanie z Grzegorzem Kasdepke, autorem książek dla dzieci, które często wykorzystywaliśmy na naszych lekcjach. Kacperiada i Kacper z szuflady były czytane przez naszych uczniów jako lektura, a i inne opowiadania, jak choćby te o detektywie Pozytywce, mity greckie czy opowiadania o uczuciach gościły na różnych lekcjach. 


Czy mógłby Pan powiedzieć troszkę o sobie?
Mógłbym. Mam na imię Grzegorz, ale oczywiście wszyscy przyjaciele mówią do mnie Grześ – co przypomina mi koszmarny wierszyk, którym byłem katowany w dzieciństwie, wierszyk zaczynający się od słów: „Idzie Grześ przez wieś...”. Więcej? Proszę bardzo. Niedawno skończyłem 35 lat - co zresztą ogromnie mnie zdumiało („Jak to?! Już?!”). Mój synek, Kacper, dawno przestał być synkiem – teraz jest poważnym dwunastoletnim synem. Lubię być ojcem, i lubię być pisarzem.

Kiedy postanowił Pan zostać pisarzem?
Dawno, dawno temu, jeszcze w szkole podstawowej. Czytałem wtedy bardzo dużo książek. I, rzecz jasna, uwielbiałem chorować, bo gdy byłem chory, mogłem zostać w domu i czytać jeszcze więcej niż zwykle. Któregoś razu leżałem na kanapie okutany ciepłym kocem i czytałem „Łowców Przygód” Coorwood’a. Mama co i raz zaglądała do pokoju, sprawdzając czy połknąłem lekarstwa, czy wypiłem gorącą herbatę, czy... – zresztą wiadomo, jak w takich sytuacjach zachowują się mamy, prawda? W pewnym momencie musiałem się zdrzemnąć, ale drzemiąc śniłem, że wciąż czytam książkę. Śniłem treść książki. A najśmieszniejsze, że gdy potem otworzyłem oczy, okazało się, że książka, którą sobie przyśniłem, była dużo ciekawsza od tej, którą właśnie czytam. Wtedy właśnie postanowiłem zostać pisarzem.

 Co trzeba zrobić by zostać pisarzem?
Po pierwsze trzeba naprawdę chcieć nim zostać. To się czuje. Po drugie trzeba pisać. Po trzecie trzeba być krytycznym wobec tego, co się napisało. Po czwarte trzeba porzucić wstyd, strach i pokazać komuś swoje teksty. Najlepiej komuś, kto nie będzie kręcił, i jeżeli coś mu się nie spodoba, to szczerze nam to powie. No i trzeba wysyłać swoje teksty do różnych wydawnictw, redakcji – nawet jeżeli nie zostaną od razu wydrukowane, to może przynajmniej dowiemy się, jak je poprawić.

Co powiedzieli Pana rodzice gdy im Pan powiedział ze będzie pisarzem?
Powiedzieli: „Dobrze, Grzesiu”. A potem kazali mi umyć ręce, bo to było przed obiadem.

 Dlaczego pisze Pan dla dzieci, a nie dla dorosłych?
Dlatego, że jestem cwany ;) Dzięki temu, że piszę książki dla dzieci, moje książki, oprócz dzieci, czytają także dorośli: rodzicem dzieciom, dziadkowie wnuczętom, nauczyciele uczniom... Gdybym pisał książki wyłącznie dla dorosłych, miałbym o połowę mniej czytelników.

Czy trudno jest pisać dla dzieci?
Czasami tak, czasami nie. Jeżeli ktoś lubi coś robić, to wkrótce to coś przestaje sprawiać mu trudności. Choćby jazda na rolkach czy nartach. Z pisaniem jest podobnie. Nawet jeżeli czasami coś sprawia mi trudność, to na tyle lubię swój zawód, że niczym się nie zrażam – nawet jeżeli muszę poprawiać własny tekst  czterdzieści razy.

Czy łatwiej się wymyśla książki niepoważne czy poważne?
Hm, muszę pomyśleć... (przerwa na myślenie). Najtrudniej wymyśla się pozornie niepoważne książki o poważnych problemach. Taką książką była „Mam prawo” – zbiór bardzo śmiesznych opowiadań o bardzo poważnych sprawach (a konkretnie o prawach dziecka).

Skąd Pan bierze pomysły na książki?
Po pierwsze mam syna, z którym bardzo dużo gadam – i każda z takich rozmów dostarcza mi jakiś pomysł. Poza tym sam przecież byłem dzieckiem (niektórzy twierdzą, że nadal nim jestem) – czyli mam już drugie źródło pomysłów. Po trzecie pomysły bardzo często podsuwają mi dzieci podczas spotkań autorskich – proszą na przykład, żebym napisał romans albo horror, opowiadają o tym, co dzieje się w ich domach, szkołach, i w ten sposób pomagają mi w pracy.

Jak wygląda Pana dzień?

Pisarz zawsze ma wakacje (bo przecież nie chodzę do żadnego „zakładu pisarskiego” – pracuję w domu).  A jednocześnie zawsze jest w pracy (bo nigdy nie wiem, kiedy przyjdzie mi do głowy pomysł, który będę musiał natychmiast zapisać). Każdy mój dzień jest w jakiś sposób do siebie podobny. Ale każdy lubię. Najważniejsze, że nigdzie nie muszę biec z rana, więc z reguły śpię tak długo, jak mam na to ochotę. Co nie oznacza, że śpię do południa. Kiedyś, gdy chodziłem jeszcze do szkoły, myślałem sobie, że jak już będę dorosły, jak już zostanę pisarzem, to będę byczył się w łóżku co najmniej do trzynastej popołudniu. A teraz, gdy mogę sobie dłużej pospać, wstaję sam z siebie przez ósmą.  Potem mycie, śniadanie, poranna prasówka, i siadam do pracy. Czasami piszę godzinę, a czasami kilkanaście godzin. Zależy. Nie zapominam o sporcie – każdego dnia biegam przynajmniej pół godziny. Albo gram w piłkę z Kacprem. Albo chodzimy na basen. A wieczory to przeważnie książki, książki, książki. Oraz kino, teatr i przyjaciele.


Dlaczego warto czytać książki?
Ja po prostu lubię to robić, nie potrzebuję innego pretekstu. Ale co poniektórych może bardziej przekona zdanie, że ludzie, którzy książki czytają są podobno inteligentniejsi od tych, którzy patrzą na książki z niechęcią. Inteligentniejsi, mądrzejsi, obdarzeni bujniejszą wyobraźnią. Wystarczy? Młodzi czytelnicy książek to przyszła elita świata.

Co powiedziałby Pan dzieciom mieszkającym za granicą i uczącym się polskiego jako dodatkowego języka?

Że podziwiam Was bardziej niż Supermana i Batmana razem wziętych. Język polski wydaje mi się bardzo trudnym do nauczenia. Ale warto go poznać – choćby po to, żeby przeczytać w oryginale „Kaczkę-dziwaczkę” :)

No comments:

Post a Comment